Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 24 czerwca 2013

dolce far niente

 I wróciłam! :) Co prawda już tydzień temu, ale tak mi było błogo i cudownie, że nie chciało mi się za nic zabrać. Pragnęłam pozostać w tej błogości... jednak się nie da, niestety... :)))
Przez całe dwa tygodnie mieliśmy piękną, słoneczną pogodę. Pierwsze dni były dość wietrzne, ale kto by się tym przejmował. Najważniejszy był odpoczynek i tylko to. Nawet forsowne wędrówki lasem lub brzegiem morza nie męczyły nas ani trochę.
Każda chwila dawała mi boskie odprężenie... Były spacery, opalanie, wędrówki do portu, przejażdżki do Kołobrzegu, pobliskiego Dźwirzyna, objadanie się lodami, pysznym ciastem i oczywiście dzierganie :).
W dzierganiu też nie przesadzałam- żadnych skomplikowanych ściegów, wszystko lekkie, łatwe i przyjemne.

Ja już zamilknę, a zdjęcia opowiedzą jak było:

                                         Powitanie
                        Typowa widokówka, nie da się nie zrobić zdjęcia, kiedy taki widok :)
 Na dzień dobry powstał szal z dropsowego Vivaldi o pięknym lawendowym kolorze
(2 motki, druty KP nr 4) Niezwykle mięciutki i delikatny ten moherek.
Zaopatrzyłam się również w inne kolorki ;)
                           Dziewiarka zawsze na posterunku :)
                               Wiatr mi wręcz pomagał!
                          Mąż cierpliwie przemierzał ze mną kilometry wzdłuż brzegu morza
 Później w ramach Roku Skarpetki powstała para za maj w kolorze piasku


                                      Nie ma wątpliwości która prawa, która lewa

 Następnie czerwcowe pasiaste. Ciepłe potrójnie- podwójna alpaka i wplecione gorące promienie słońca



 No i na koniec kolejne podejście do mojego pechowego sweterka, który jakoś nie może mi się udać.
                                    Takie są tłumy w Mrzeżynie w upalny dzień na początku czerwca :)))
                                      Dzierganie leśne
 No i ostatni dzień. Pożegnanie.
A to ładowanie baterii :))
 Po powrocie dalsze przyjemności! Oto prześliczna koralikowa bransoletka, którą..... otrzymałam w prezencie od mojej kochanej Violi. Chwilowo odpuściłam sobie koralikowanie.
Widocznie nie dany mi ten talent, ale nie szkodzi, wystarczy, że Viola ma go bardzo dużo!
Jestem przeszczęśliwa. Nie mogę się nacieszyć. Violu, wielkie dzięki jeszcze raz i jeszcze raz :))))
 Patrzcie , jaka piękna!

 Została nawet przetestowana przez pewną bardzo młodą damę.
Myślę, że będą zamówienia, Violu ;)
 No i kolejna niespodzianka, która spotkała mnie po powrocie, od mojej kochanej Dominiki! :)))
Dominika bardzo chciała zrewanżować mi się za chustę, a ja niecnie ją "wykorzystałam", namawiając na szydełkowy free form. Nigdy, przenigdy sama nie wykonałabym czegoś takiego! Te kolory, nierówne kształty, totalny brak ładu i składu, a jednak tworzą niezwykły efekt. Jestem zauroczona, zachwycona, i okropnie, no co tu dużo gadać, zazdrosna, że ja czegoś takiego nie potrafię... ;(
Dominiko, Tobie również jeszcze raz bardzo dziękuję i gratuluję, bo robiłaś to po raz pierwszy.
Zdjęcia na razie tylko takie, bo zamierzam to dzieło oprawić w ramki. Szukam aktualnie godnej oprawy.


                                  Śliczne te kiełbaski, prawda? :)))

Sweter z bawełny, o którym pisałam poprzednio leży bez rękawów, różowy sweter też już  dorósł  do rękawów, czyli mam cztery do zrobienia... Muszę je szybko skończyć, bo kolejne bawełny cisną mi się na druty.
Mam też ogromne zaległości w czytaniu Waszych wpisów. W ośrodku, w którym mieszkałam, nie było dostępu do internetu we wszystkich pokojach, trzeba było biegać z laptopem do świetlicy, w której często bawiły się dzieci. Byłam raz i więcej nie poszłam. Zresztą, wolałam korzystać ze słońca, a teraz, kiedy pada deszcz mogę spokojnie pooglądać co tam u Was :)))
Pozdrawiam serdecznie i życzę pięknej pogody wszystkim, a szczególnie urlopowiczom :)))

sobota, 1 czerwca 2013

Krople rosy

Nareszcie znalazłam chwilę. Ostatnie dwa tygodnie to było istne szaleństwo, ale niestety nie dziewiarskie :( Miałam tak dużo pracy, że nie zauważyłam jak minął maj. Żałuję bardzo, bo to mój ulubiony miesiąc. Natura postarała się, abym nie była poszkodowana i zesłała deszcze oraz deszcze.
Udało mi się skończyć Dew Drops. Ogólnie mówiąc, jestem zadowolona ale sama praca z tym wzorem nie sprawiła mi takiej przyjemności jak z Echo Flower. Nie wiem czy prędko do niego wrócę, albo czy w ogóle. Widziałam kiedyś na czyimś blogu wersję szala z motywem kółeczek na samych brzegach i może na takie coś się zgodzę, ale chusta... już nie.
Wygląda tak :






 Oczywiście, jak to w moim zwyczaju, ominęłam border końcowy, który wymusiłby długie dzióbki na końcach (a nie przepadam), więc zakończyłam prosto. Znów zabrakło mi włóczki i wzięłam podobną, ale różnica nie rzuca się w oczy, a jeśli nawet to chyba nie przeszkadza?

 Włóczka silkpaca Malabrigo jest po prostu niesamowita...

Na szczęście, w tej pracowej niedoli wsparły mnie koleżanki dziewiarki, na które ZAWSZE można liczyć i spotkałyśmy pewnego dnia na pogaduszkach u Violi w ogródku (oczywiście zaczęło padać i musiałyśmy się ewakuować). W dodatku otrzymałam prezent od Tonki, czym niesamowicie mnie zaskoczyła i już w ogóle było mi bosko! Jeszcze raz dziękuję, Toneczko :)

 Dostałam piękny lniany szal... Sami popatrzcie...






A dziś przygotowuję się do podróży. Dziewiarsko w ten sposób, że kończę bawełniany sweter w popielato szare szerokie pasy, żeby mieć w czym spacerować, a ogólnie, pakuję walizki i jadę nad morze. A co!
Może tam dla mnie słońce zaświeci?
Światowy Dzień Dziergania w Miejscach Publicznych (który ma chyba ruchomą datę, bo już sama nie wiem, kiedy dokładnie przypada -8,9, a może 11. czerwca?) uczczę na plaży w Mrzeżynie (każdą z tych wersji). Zapraszam ;)))
Problem taki mam, że nie wiem jakie włóczki zabrać....

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i obiecuję zdjęcia nadmorskie.
A wszystkim dzieciaczkom życzę dużo radości z okazji Dnia Dziecka :))))