Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 grudnia 2011

Szczęśliwego Nowego Roku!

Jakie życzenia noworoczne mogłabym Wam złożyć? 
Jakie marzenia miałyby się spełnić? 
Jakie plany mogłyby się zrealizować? 
Jakie zdarzenia mają się zdarzyć, a jakie nie? 
Same to wiecie i tego Wam życzę. 
Niech się spełnią i powstaną nowe marzenia, plany, projekty. 
Dzięki Waszym blogom poznałam jakimi jesteście wspaniałymi Osobami, jak zdolnymi i pomysłowymi. Uwielbiam wędrować z miejsca na miejsce i podziwiać, podziwiać. Dziękuję, że mogę to oglądać, czerpać inspirację i pytać o radę. W takim razie nam Wszystkim życzę, żeby Blogger dobrze działał i żebyśmy mogły się spotykać i dodawać sobie wzajemnie mocy.
No i oczywiście wytrwałości w wypełnianiu postanowień noworocznych, bo przecież coś tam zawsze zadać sobie trzeba, a nawet trza! :-)
                                                        


                                                            

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Świątecznie

Uff, zdążyłam! Święta na szczęście jeszcze trwają, niedługo wprawdzie, ale trwają. Mam nadzieję, że wszystkim Wam upływają w przyjemnej sielankowej atmosferze i nikt nie zwichnął sobie nogi, tak jak ja, ale...


Ale po kolei.
Laptop wrócił z naprawy "like a virgin", niestety wymieniono mu twardy dysk. Ponieważ jestem bardziej dziewiarką niż informatykiem, zajęło mi mnóstwo czasu, żeby jako tako przywrócić mu dawne zawartości. 
Po drodze zdarzyły się niechciane programy, których nijak nie można odinstalować i takie tam. 
Ale jest, działa i mogę wreszcie pokazać Wam moje najnowsze obrazeczki-wełniaczki, które otrzymał mój brat na swoje 50-te urodziny. Kiedy je wręczałam, nie miały wieszaczków, więc zdjęcia są takie raczej podłogowe. Tych wieszaczków nie było, bo chciałam, żeby sam sobie  dostosował gdzie góra, gdzie dół.


















Przy okazji odkryłam jak wspaniale wygląda estonka po sfilcowaniu - ten obrazek z bąbelkami. Mam jeszcze w zapasie jeden tęczowy motek i na 100% będzie poddany filcowaniu. Nie wiem jeszcze co to będzie, namyślam się. Maseczka, którą okleiłam trójkątny obrazek (widać w ogóle, że to chusta zrobiona entrelakiem?), to mordeczka mojej młodszej córeczki. 
Włóczka jest pomalowana lakierem bezbarwnym, więc wystarczy mocniej dmuchnąć, żeby kurz odfrunął. 
To tyle na dzisiaj. Idę zmienić kompresik obolałej nóżce. 
Inne moje dziewiarskie wyczyny będą w kolejnych postach, a teraz pozdrawiam Was i życzę dalszego miłego świętowania.
P.S. Strasznie korci mnie, żeby już się pochwalić co znalazłam pod choinką i nie była to wełenka (właściwie też była, ale nie to mi teraz chodzi), ale muszę zrobić zdjęcia. Tyle powiem- szczęka mi opadła! :-)

niedziela, 18 grudnia 2011

Przedświątecznie

Zamilkłam, zniknęłam, bo laptop mi padł był. Naprawia się i nie wiem kiedy znowu go zobaczę.
" A taki był fajny, amerykancki..."
Ale dzieje się u mnie, nie myślcie, że nie działam.
Powstał mikołajkowy prezent  dla kolegi - szalik w połowie czarny a w drugiej połowie czarno-zielony.
Nie zrobiłam mu zdjęć, bo to zwykły szalik, a kolega prezentuje się w nim pięknie, bo to przystojny mężczyzna. Dla równowagi zrobiłam szalik dla siebie ze smacznoczerwonej karismy Dropsa, następnie olbrzymi otulacz z dalszego ciągu wielkiego motka verdi, który zaczęłam pierwszą chustą z entrelaka oraz dokończyłam ów motek chustą już taką zwyczajną, z małym akcentem zdobniczym na samym dole.
Ta włóczka jest niesamowicie milutka i ciepła, po prostu zachwyca za każdym razem, kiedy się nią opatulam. Polecam bardzo, bo już naprawdę nadchodzi zima. Przynajmniej u nas w Karkonoszach.
Aktualnie mam na drutach kamizelkę z boucle Dropsa - nabyłam po jedym moteczku białym, popielatym, ciemnopopielatym i grafitowym, początkowo z zamiarem zrobienia szala czy otulacza - po prostu chciałam z nią poobcować, a ona okazała się jedwabistością i miękkością, puszystością i delikatnością, więc zdecydowałam się na kamizelkę, bo częściej ją założę. Później będą dwa lub trzy swetry - czerwona lima, biała alpaca i ruda alpaca i fioletowa alpaca i jeszcze jeden czerwony i jeszcze jeden biały, a później się zobaczy.
Ha.. ha.. ha...
No i kto ciekawy, to powiem- obrazy włóczkowe dla brata udały się wyśmienicie i zdążyłam na czas.
A wszystko to sfotografowałam i pokażę Wam jak tylko wróci mój "laptoczek".

No i najważniejsze. Dostałam piękny prezent od naszej wspólnej Znajomej z pewnego bloga i na razie nie zdradzę co to jest, bo też pokażę na zdjęciach. Powiem tylko - BOSKIE TO !

Pozdrawiam bardzo serdecznie, tęsknię ogromnie, bo mam ograniczone bieganie po blogach, ale zajrzę tu jeszcze, żeby złożyć świąteczne życzenia.

niedziela, 27 listopada 2011

Zielono mi

Na poprawę nastroju sięgnęłam po kolejne zieloności. Nie są to zbyt energetyczne kolory, ale miałam już z tą włóczką pewien problem. Zachwyciłam się swego czasu pasiastymi chustami, gdzie przenikają się pasy jednobarwne z cieniowanymi. Kupiłam dropsika i jeszcze to, zaczęłam kombinować- raz chustę, raz kamizelkę, ale wszystko sprułam i odłożyłam na czas jakiś. Mimo, że kolory wzajemnie pięknie się komponują, to jednak nie miałam dobrego pomysłu. W rezultacie postanowiłam nie łączyć ich. 
Kilka dni temu, kiedy spędzałam cudowne chwile na czytaniu Waszych blogów, natrafiłam na ten post i piorun we mnie strzelił! 
Przed Autorką piórem od kapelusza zamiatam w niskich pokłonach. Nie przyszło mi do głowy, że można tak entrelakiem manewrować i trwając w zachwytach, właśnie na to zużyłam dropsa. 
Nie podobały mi się nierówne brzegi, więc zrobiłam szydełkowy wianuszek dookoła.  Blokowałam  niezbyt mocno, ale i tak szal jest dość cienki, więc służy bardziej do ozdoby niż do grzania. Ma jedną wadę- jest gniotliwy. Myślę, że robiąc szalik z tej wełny trzeba zastosować inny ścieg, np. zwykły ściągacz albo patentowy. Korzystając z dzisiejszej słonecznej pogody, ubrałam moją modelkę w szaliczek, wzięłam pod pachę i zaniosłam do zadomowego lasku. Było super, wiatr mi wywracał Mariolkę, sypało się igliwie z drzew i ostatnie liście, ale słońce świeciło, więc natrzaskałam dużo zdjęć :-) :













Obrazki urodzinowe robią się i sweter z alpakowych rudości też. 
Jak zwykle bardzo dziękuję za komentarze i odwiedziny. Pozdrawiam wszystkich, a studentom życzę dużo wytrwałości ;-)

poniedziałek, 21 listopada 2011

Jesienny splin

Dopadło mnie. Powaliło i przycisnęło butem do ziemi. Leżę i wcale się nie bronię. No, doła mam. Czasem tak mam. Zaczęło się w piątek, kiedy usłyszałam, że mi się emerytura oddaliła. Ogarnęła mnie taka żałość, że nie wyrażę jej słowami. A nawet grymasem. Nie umiem takiej bardzo opadniętej podkówki zrobić. Próbowałam, ale wychodzi za mało wygięta. Chwyciłam więc cztery motki tego rozczarowania, o którym wspomniałam w poprzednim wpisie, a jest nim uwielbiana dotąd wełenka - Magic YarnArt. Przecież jeszcze nie tak dawno udziergałam szaliczek, nie pierwszy, bo już mam też taki:

Dwie kamizelki, które trochę na mnie za duże (jest ktoś chętny?), ale grzały mi plecy poprzedniej zimy:


Kilka swetrów, nie mam ich na zdjęciach, parę czapek, rękawiczek i moje pierwsze filcowanki. 
Więc nie ma w tym nic dziwnego, że
skusiłam się na nowy zestaw kolorów, który niedawno pojawił się w e-dziewiarce. 
Niestety, nie zamieszczę linka, bo ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, nie ma już ich w ofercie. 
Jakiś jednorazowy wypust? 
Co się okazało? Na zdjęciu było fioletowo-grafitowo (trochę czarnego), kiedy otrzymałam motki, dojrzałam przebłyski jasnego różu i jaskrawej fuksji skrzętnie ukrytej przed okiem obiektywu.  Sie wkurzyłam! 
Gdybym widziała to na zdjęciu, nie zdecydowałabym się na zakup. No, ale skoro już mam... Zaatakowałam te bidule i powycinałam niechciane barwy - uzyskałam niemały kłębek .
Mało tego, przy przewijaniu ostatniego motka napotkałam na liczne supełki, chyba z dziesięć. 
Czegoś takiego nigdy nie było! 
Uważam, że powinna być zniżka na  podlejszy gatunek. No i taka podłamana tą emeryturą, wełną, perspektywą nadchodzącej zimy, problemami mojej czternastolatki i całego świata, stworzyłam ponczo. Smętne jak ja:
Jest tylko jedno zdjęcie, bo w trakcie sesji padły akumulatorki w aparacie, a nie mam zapasowych.
Sami widzicie...
Jeśli będzie okazja, zrobię fotki w świetle dziennym, bo to nie te barwy. No i na ludziu, bo aż mi żal tego ponczka, że tak zwisa....
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarze. Idę rozejrzeć się za jakąś optymistyczną wełenką.

niedziela, 20 listopada 2011

Uwielbiam francuski

...ścieg oczywiście. Właściwie nie lubię już poczciwego ściągacza i kiedy nie musi być, to zastępuję go francuskim. 
Poza tym, zatęskniłam za samodzielnym doborem różnych kolorów włóczek w jednym swetrze, 
po zachłyśnięciu się tymi wszystkimi tęczowymi moteczkami, gdzie producent załatwia wszystko - paseczki, ciapeczki, melanże, zresztą wiecie o co chodzi. 
Zamówiłam trzy kolory: taki, taki i jeszcze taki. Swój wybór motywuję tym, że znowu podoba mi się  zieleń (i nie wiedziałam który odcień wybrać, więc po jednym każdego) a ten beżowy, bo chciałam zrobić coś w wełny, której używa Jared Flood ( to jego blog ) i zachwycam się nim  nieustannie - również zdjęciami ;-). Zresztą, tak do końca nie wiem, czy on dzierga, czy tylko fotografuje?
Kiedy wełenki do mnie dotarły, okazało się, że nitki zielone są trochę cieńsze albo mocniej skręcone a ta jasna niby grubsza, ale właściwie tylko bardziej puchata. I tutaj zaświtał mi pomysł użycia ściegu francuskiego dla zielonych, a gładkiego dla jasnej, żeby wyrównać grubość. 
Jak pomyślała, tak zrobiła.
Wzór ten sam, co w niebieskim (160% alpaki), bo sprawdził się rewelacyjnie, a już mi było głupio latać wszędzie w jednym swetrze. Oto on:






Ciężko było uchwycić dobre światło, ale kolory takie mniej więcej są.
Robiłam na drutach 5,5 (zielone) i 6 (beż).  Urzekła mnie 220 heathers i na pewno do niej wrócę. Jest niezwykle plastyczna, miękka i żałowałam, że nie mam jej na cały sweter. Natomiast ta druga... no cóż, bardziej szorstka, taka właśnie zbyt puchata, oczka nie układają się równiutko. Troszkę mnie rozczarowała. Zużyłam wszystko (zostało kilka metrów). Oczywiście będą guziki. Później.


Moje drugie rozczarowanie właśnie leżakuje na ręczniku , więc pokażę je jak wyschnie i pozwoli zrobić sobie sesję.


Bardzo dziękuję za odwiedziny, będę wdzięczna za wszelkie uwagi. 
Pozdrawiam wszystkich, ale dzisiaj szczególnie Poznań ;-)

środa, 9 listopada 2011

Rozwiązana zagadka cz. 3

Magda zgadła! Zagadka rozwiązana, więc nagroda się należy. Jeszcze nie wiem co nią będzie , ale dogadamy się, prawda?
Tak, to będą obrazki. Już raz robiłam takie, malowane drutami i nawet na konkurs w e-dziewiarce poszły.  Widać je tu u mnie, na górze w okienku.
Zajęłam trzynaste miejsce, dla mnie przeszczęśliwe i nigdy nie zapomnę pasji, jaka mnie naszła, kiedy je tworzyłam. Natchnieniem do ich zrobienia  był mój brat, który potrafi malować prawdziwe obrazy, farbami.  Natura nie obdarzyła nas sprawiedliwie i nie mam takiego talentu jak on. Cóż... on za to w ogóle nie potrafi robić na drutach! :-)
Ale teraz, kiedy zbliżają się jego 50-te urodziny, chciałabym wręczyć mu moje "malowidła".
Będą oczywiście inne niż tamte, bo pomysły tłoczą mi się w głowie jak głupki jakieś, ale na tej samej zasadzie - trzy wydziergane płachty posłużą jako tło. Na razie nie zdradzę do końca co wymyśliłam, bo obawiam się, że nie wszystkie akcesoria, które są mi potrzebne,uda się zdobyć, ale pokażę, jak prace postępują.
Dzisiaj prezentacja trzeciej i ostatniej części. Cieszę się, że ostatnia, bo robiłam ją na drutach nr 3 i mimo, że to HiyaHiya, czyli bardzo leciutkie, to  bolały mnie już ręce. Wełna ta ciągle mnie zachwyca - ale najbardziej kolory, bo w dotyku jest szorstka, gryząca i ma dziwny zapach. Jednak jest bardzo plastyczna, pięknie się blokuje i cierpliwie znosi wszelkie inne tortury. Przy robieniu tamtych obrazów, oprócz blokowania, zaimpregnowałam ją lakierem bezbarwnym i przykleiłam mocnym klejem do płótna. Zniosła wszystko, bez utraty kształtu i barw. Szacun dla producenta. Zarówno tęcze, jak i te zielonki powstały z jednego motka, tylko tęczowa nitka była o wiele cieńsza.
 Trzecia sesja wygląda tak:







Teraz będę biegać po sklepach, zamyślać się przed jakimiś drobiazgami, zadawać dziwne pytania sprzedawcom, prosić męża, żeby przyciął deseczki, teścia, żeby zrobił ramki, będę przyklejać płótno, malować, kleić, naciągać i sama nie wiem, co jeszcze - w dwóch słowach- będę szaleć! Uwielbiam to! AAAAA! Super! Pa!
Proszę o zrozumienie dla twórcy, może jakieś komentarze, sugestie, wszystko przyjmę na klatę.
Dziękuję i pozdrawiam. :-)

poniedziałek, 7 listopada 2011

Zagadka cz. 2

Coś się słabo staracie :-). Czy zagadka jest za trudna? Dacie radę. Oto następna podpowiedź:
 




A może odpowiedź jest tak oczywista, że nie warto pisać :-( .....  OK, ale ja się nie poddaję!
Już niedługo będzie trzecia wskazówka.... A później dalsze. :-)))))
Pozdrawiam bardzo bardzo i zachęcam.