Starałam się łapać Wasze posty, jednak nie jest to łatwe, bo Wasza kreatywność przekracza moje zdolności czytelnicze (chociaż czytam dość szybko -ha ha ha!). Przepraszam, jeśli gdzieś się nie odezwałam. A miało być odwrotnie - na urlopie chciałam wreszcie zagłębić się w blogowanie, niestety, nie wyszło.
Ciągnie mnie na rower, wróciło moje zacięcie "sportowca" i domowego remontowca.
Pomalowałam pokój córki podczas jej nieobecności, bo uwielbiam ten moment, kiedy wchodzi do domu i widzi zmiany.
W tym czasie zdarzyła się też przykra sytuacja, bo przypadkowo trafiła do nas papużka falista i niestety, kotek ją upolował ;(. A już ją polubiliśmy... Co dziwne, kotek chyba też, bo jeszcze kilka dni później szukał jej i siedział przed pustą klatką.
A dziewiarsko działo się troszkę. Próbowałam ujarzmić Amande Cheval Blanc, a czytałam nie najlepsze o niej opinie. Wymyśliłam, że dobry będzie kimonowy rękaw. Niestety, nie napotkałam na dobry opis, a sama nie umiałam ładnie go "wykroić". Zaczynałam od dołu i od rękawa, aż zobaczyłam coś całkiem innego i stało się :-).
Mariolcia z e-dziewiarki zrobiła z włóczki Kimono, więc byłam blisko :-))))
Robiony metodą od góry, na drutach 3mm i 3,5mm. Wyszło 6 motków... albo 7.... :-/
Wzoru nie kupowałam, oczka obliczyłam "na oko" ze zdjęć.
Zdjęcia robione w nowej scenerii pokoiku Oli.
Kolor ścian oczywiście odbiega od rzeczywistego, ale zielonego tła już nie ma :-)
Przy okazji światło dzienne ujrzał jeden z moich obrazków robionych rok temu na konkurs w e-dziewiarce, który dotąd był schowany głęboko w szafie (dwa jeszcze tam są). Oto on:
Na razie oparty o ścianę, ale teraz już wisi :-)
Kolejna praca urlopowa to filcowana torebka, z której jestem niezmiernie dumna, bo filcowanie przebiegło dokładnie według moich zamiarów i nie było żadnych niespodzianek. Specjalnie na nią nabyłam wełnę w czasie którejś wspaniałej promocji i jest to Eskimo Tweed Dropsa. Wykorzystałam całe siedem motków, w tym dwa koloru rudego. Inspirowałam się wzorem torebki ze strony Dropsa, ale ilość oczek wyszła całkiem inna, bo użyłam grubszej wełny.
Przed filcowaniem - widok z przodu i z tyłu:
Ten pasek pomiędzy kwadratami, to wynik zszywania szydełkiem, bo NIE CHCIAŁO MI SIĘ WSTAĆ PO IGŁĘ. Ale boki zszyłam igłą, a ten szydełkowy szlaczek zostawiłam... Mówiłam już że jestem leniem :-)
A po filcowaniu wygląda tak:
Do zapinania muszę kupić jakiś fajny podłużny guzik.
Wewnątrz OCZYWIŚCIE NIE MA podszewki. :-)
Kolorowe paseczki na spodzie są wynikiem przeczucia, że nie wystarczy wełny na boczny pasek. Przeczucie nie kłamało...
Na tle nowych ścian, zanim wstawiliśmy resztę mebli.
No i na koniec mojej dziewiarskiej twórczości ... skarpetki.
Wreszcie do nich dojrzałam i chociaż jestem świadoma popełnionych błędów, to pruć nie będę.
Pierwsza skarpetka będzie taka se, a następna prawidłowa. Właścicielką skarpetek będzie moja córka i już nie może się doczekać! :-)
Ona błędów nie widzi i wcale jej ich nie pokażę.
Upały mi nie przeszkadzają w dzierganiu, ale w oddychaniu tak!
Czekam teraz aż się troszkę ochłodzi i ruszam w trasę. W lasach, wyżej w górach jest chłodniej i tam właśnie się udam. Ze zdjęciami różnie bywa, bo jeśli wybieram się gdzieś dalej, to aparat mi przeszkadza, a na krótszych trasach nie ma co fotografować. Chyba specjalnie "poświęcę się" dla Was.
A to moja skarpetunia.
VIOLU, dzięki za wsparcie :-)))))
Bardzo dziękuję za odwiedziny i witam serdecznie nowych Obserwatorów.
Niech lato będzie w Wami!:-))))